Architektoniczne haiku

Z Tadao Ando jest jak z seksem – pierwszy raz na zawsze pozostaje w pamięci. W katalogu do wystawy z 2017 roku w Tokio („Tadao Ando: Endeavors”) Tamotsu Aoki, dyrektor The National Art Center, wspomina swój pierwszy raz sprzed ponad 20 lat. To była „Świątynia wody” (Water Temple) na wyspie Awaji. Tamotsu Aoki przyjechał na miejsce tuż przed zachodem słońca. Wysypana białym żwirem ścieżka prowadziła – między dwiema betonowymi ścianami – do owalnego stawu. Po środku stawu, pośród kwiatów lotosu, architekt umieścił schody. Aoki zszedł pod powierzchnię wody do wnętrza buddyjskiej świątyni. W pomieszczeniu był sam, nie licząc posągu Buddy. Poczuł, jak w środku czas uspokaja się i zwalnia.

To właśnie na tokijskiej wystawie z Ando po raz pierwszy zetknął się mój ojciec. Specjalnie dla zwiedzających zrekonstruowano w skali 1:1 Kościół Światła (The Church of the Light) z Osaki. Dwa rzędy ławek, drewniana podłoga, betonowe ściany. Nie ma nic więcej, brakuje nawet ołtarza. Ale w tylnej ścianie architekt zrobił otwór w kształcie krzyża. Tędy wpada światło – ślad krzyża przesuwa się po wnętrzu kościoła razem ze słońcem wędrującym po niebie. Resztę wystawy obejrzeliśmy w milczeniu. Mój ojciec całość skwitował krótko: niesamowite. Dwa lata później dokładnie pamięta to pierwsze wrażenie – świetlisty przestrzał otwierał nieskończoność, jakby wspomagając głębię i otwartość sakralnego doświadczenia. To architektura, która nie ogranicza, tylko wyzwala.

Kiedy moja przyjaciółka usłyszała, że piszę o Ando, w jej oczach pojawił się zachwyt: Vitra Campus! To był jej pierwszy raz. Na kilku kilometrach kwadratowych na południu Niemiec prestiżowa marka meblarska wybudowała kompleks firmowych budynków, do współpracy zapraszając najbardziej znanych architektów: Franka Gehry’ego, Zahę Hadid, biuro SANAA. I Tadao Ando. Ania opowiadała o prostych betonowych ścianach zbudowanych z fragmentów wielkości mat tatami. I o tym, jak Ando nie chciał zgodzić się na wycięcie ani jednego drzewa z wiśniowego sadu, w którym miał stanąć jego budynek – centrum konferencyjne Vitry. Niestety musiał ściąć trzy wiśnie. Ich liście odbite są w betonowych ścianach – trochę jako pomnik, a trochę jako wyrzut sumienia. Główna część budynku zatopiona jest w ziemi – schodzi się do niej ścieżką wzorowaną na medytacyjnych ścieżkach japońskich ogrodów zen. To kontemplacja ciszy, twierdzi Ania.

 

Cały tekst można przeczytać na stronie Vogue.pl