Pani Cousteau
Gdy wpisuję w wyszukiwarkę słowa „Jacques Cousteau”, w ciągu 0,72 sekund Google pokazuje pięć milionów dziewięćset trzydzieści tysięcy wyników. Ale gdy szukam „Simone Cousteau”, w niewiele ponad pół sekundy dostaję zaledwie pięćset dziewięćdziesiąt tysięcy wyników. A przecież bez niej nie byłoby jego.
Gdy myślę o niezwykłych przygodach z moim ojcem, kapitanem Jacques’a-Yves’a Cousteau, nieskończonych podróżach, odkryciach, wynalazkach i przyjaźniach trwających całe życie, prawdziwą bohaterką tych przygód jest Simone Cousteau, moja matka – wspomina syn, Jean-Michel.
Urodziła się 19 stycznia 1919 roku w Tulonie. Ojciec jej matki był admirałem francuskiej marynarki. Ojciec jej ojca też był admirałem (francuska wyprawa antarktyczna jego nazwiskiem – Melchior – nazwała grupę wysp na koniuszku Antarktydy). Jej ojciec również był admirałem. Simone mówiła, że w jej żyłach zamiast krwi płynie słona woda. Gdy miała pięć lat, z rodzicami i braćmi przeniosła się do Japonii. Dziewczynka szybko opanowała nieznany język. Do Francji wróciła jako nastolatka. W 1936 roku na jednym z licznych eleganckich cocktail party urządzanych przez państwa Melchior (ojciec Simone został dyrektorem ogromnego przedsiębiorstwa Air Liquide, które wytwarzało gazy przemysłowe) pojawił się patykowaty chłopak z kamerą pod pachą. Kręcił się po salonie, filmując oficerów wznoszących toasty. Zwrócił uwagę Simone. On też od razu ją zauważył: młodą dziewczynę z zielonymi oczami, wysokimi łukami brwi i ciemnymi kręconymi włosami. Admirał Melchior natychmiast przedstawił siedemnastoletnią córkę dwudziestosześcioletniemu Jacques’owi-Yves’owi Cousteau, oficerowi marynarki wojennej.
O Simone Cousteau, kobiecie która umożliwiła odkrycia swojego męża Jacques-Yves’a, piszę dla Vogue.