Skąd się biorą muszelki

Porcelanki, skalarie, łodziki, zwójki, sękacze, mitry, rozkolce, czaszołki, uchowce, zawitki, wieżyczniki, terebry, racicznice, korbikule, nożenki, zagrzebki i nerity niestałe. Nie wiem, co bardziej lubię – ich nazwy czy ich zdjęcia. Kupiłam niedawno przewodnik po muszlach świata, wydanie z 2000 roku, na śliskim błyszczącym papierze z kolorowymi fotografiami. A na nich paseczki, zawijasy, kolce, guzy, kropki, ciapki, stożki, cebule, elipsy, gwiazdy, wargi, pręgi i wrzeciona – czyli podmorskie piękno w całej okazałości. A przecież muszle to nic innego jak skorupy mięczaków zbudowane dla osłony. Naukowcy nie mogą się zgodzić co do liczby gatunków mięczaków na ziemi – jedni mówią o 50 tysiącach, inni o 200 tysiącach. Ale wiadomo, że w oceanach mięczaki stanowią aż 23 procent wszystkich morskich gatunków. Niektóre – ostrygi, przegrzebki, sercówki, omułki – łowimy albo hodujemy dla mięsa. Inne znamy tylko jako puste muszelki zabierane na pamiątkę z plaży albo jako ozdoby przy breloczkach, na ramkach do zdjęć czy w wisiorkach i bransoletkach.

 

O tym, czemu lepiej nie kupować muszelkowych pamiątek z wakacji piszę dla Vogue.